dyskomfort

Strefa dyskomfortu

Dyskomfort? Do pełna proszę!

Wkrótce minie 10 lat od kiedy poznałem T. Harva Ekera (również osobiście) i zrozumiałem, że albo coś zmienię w swoim życiu, albo syf, kiła i mogiła, cytując potoczny słownik miejski. Od tego czasu zmieniam swoje życie zewnętrzne i wewnętrzne (również to duchowe). Zmieniam się…

Czy te zmiany są przyjemne? Hmmm, to zależy.

To zależy od wielu czynników, od punktu widzenia oraz od punktu siedzenia, a czasem stania. Zrozumiałem, że zmiana, której wszyscy oczekują, a niektórzy/niewielu wprowadza w życie, potrafi człowieka przetargać po największym mule i po kocich łbach (kamiennym bruku). Po takiej „podróży” można się zmęczyć, upaprać i zbić d..ę na kwaśne jabłko…!

Dlaczego tak się dzieje, że to wszystko musi boleć?

Powodów może być wiele, ale jednym z najważniejszych jest to, że zmiana wymaga opuszczenia tzw. strefy komfortu, czyli miejsca, w którym dobrze się czujemy i uwiliśmy w nim spokojne, i bezpieczne gniazdko. Gdy opuszczamy to miejsce radości, spokoju i wygodnego ciepełka, w którym do tej pory funkcjonowaliśmy, to tym samym żegnamy się ze strefę radosnego kumbaya.

W takim razie gdzie i do czego wchodzimy?

Otóż miękko i z radością wchodzimy w strefę dyskomfortu. Aaaaa!

Oczywiście na początku nic nam nie przeszkadza. Jesteśmy na fali permanentnych zmian, które odkrywają przed nami dzikie i niezbadane lądy. Jednak po krótkiej chwili okazuje się, że jesteśmy na tajemniczej ziemi, na której każdego dnia podsuwane są nam nieznośne niespodzianki…

Musi boleć?

Tak, musi boleć, bo tylko ból pokazuje nam, że się rozwijamy.

Z fizycznego punktu widzenia siły, które napierają na nasze ciało, lub sposób w jaki działamy powoduje tarcia lub kontrolowane, a czasem niekontrolowane kontuzje. Takim kontrolowanym stanem jest np. dźwiganie ciężarów na siłowni. Duże ciężary powodują mikro naderwania włókien mięśniowych, które nadbudowując się i rosną. Albo takie bieganie, nawet spokojne, powoduje wzrost zapotrzebowania tlenowego, co prowadzi ostatecznie do powiększenia się płuc i lepszej wydolności tlenowej.

Czy to przebiega bezboleśnie? Ani trochę!

A co z umysłem?

Może mentalnie da się przez to wszystko przejść bezboleśnie? Rozczaruję Cię, raczej się nie da. Bycie w permanentnej strefie komfortu powoduje, że umysł płata figle. Namawia do wycofania się, odpoczynku, sabotuje nasze działania i wpędza nas w dziwne, negatywne stany świadomości. Ten stan funkcjonowania naszego umysłu potrafi także nas zmęczyć, nawet fizycznie.

No dobrze, jaka jest rada?

Z tym wszystkim, stety albo niestety, trzeba walczyć na bieżąco.

Zarówno ciało jak i umysł narażony jest każdego dnia na różne bodźce. Te bodźce dla każdego mogą być różne i unikalne ponieważ strefa komfortu to nie jest zunifikowany stan, ani miejsce. Każdy z nas może inaczej je zdefiniować ponieważ rozwijamy się w różnych kierunkach, w różny sposób i w różnym czasie. A na dodatek granica pomiędzy komfortem, a dyskomfortem u każdego człowieka leży gdzie indziej.

Najważniejsza rada to taka, aby nigdy rezygnować, nie cofać się, zagryźć zęby i przetrzymać ten czas „drapania” naszego ciała i umysłu. Jak pokazują badania radzieckich uczonych ten stan przeminie, gdy zaczniemy wzrastać fizycznie i mentalnie, gdy wejdziemy na wyższy poziom, na którym problemy z poziomu niższego nie są już problemami.I tutaj mamy pewną pułapkę, która polega na tym, że na wyższym poziomie również są wyzwania, ale innej wagi… No cóż, witam w strefie permanentnego dyskomfortu.

Już wkrótce o życiu poza strefą komfortu dowiecie się znacznie więcej. Bądźcie czujni. Zaskoczę Was.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *